poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Bida z nędzą

Sposób na oszczędzanie podpatrzony w Internetach
Wszem i wobec ogłaszam, że u nas bida z nędzą. Gdy jeden z dorosłych nie pracuje, a ten co pieniądze przynosi prawie w całości wydaje je na kredyt i opłaty - jest naprawdę niedobrze. 

Dziś zrezygnowałam z bardzo korzystnego karnetu na siłownię. Po prostu nas nie stać. A tak bardzo lubiłam te wyjścia. Poprawa humoru, odcięcie się od codzienności. Luz po prostu. O lepszej kondycji i paru kg mniej nie wspomnę. Jak się tłumaczyłam managerowi siłowni, że muszę zrezygnować z umowy, bo straciłam pracę i najnormalniej w świecie mnie nie stać, to się poryczałam. Ja, z zasady silna baba, zmiękłam. I to nie dlatego, że pracy nie mam, tylko dlatego, że nie będę mogła już na siłownię chodzić. Wstyd jak nic.

Zaoszczędzone na tym pierwszym, niewykupionym karnecie pieniądze wydaliśmy na fotelik dla dziecka na mój rower. Postanowiłam w celu kontynuowania ćwiczeń wykorzystać to, co na stanie już mam. Bieganie już sobie darowałam. Wiem - jest moda. Ale w moim wydaniu wygląda to tak, że cyce obijają mi się o twarz, dupa ciąży, a po stu metrach mam zadyszkę godną ukończenia maratonu. Nie, dziękuję za takie atrakcje.

Wakacje spędziliśmy w mieszkaniu u wujka z Ustki. Zupełnie za darmo. Kasa poszła wyłącznie na paliwo i jedzenie, czyli rzeczy, które i tak byśmy musieli kupić mieszkając u siebie. Było całkiem przyjemnie, jeśli pominąć ciągłe marudzenie męża i zbyt częste wczołgiwanie się z dodatkowym obciążeniem na trzecie piętro bez windy.

O kupnie nadprogramowych ciuchów czy to dla siebie czy dla dziecka mogę już zapomnieć. Wykluczona jest więc szybka poprawa nastroju pod wpływem zakupów. No, chyba, że jakąś jedną pięćdziesiątą zasiłku przeznaczę na ten cel. Choć wątpię, bo kasy mało, a na tyle rzeczy wydać trzeba, że to się w głowie nie mieści.

Z niezłą skutecznością wyszukuję wszelkie bazarki, aukcje itd, gdzie mogę sprzedać niepotrzebne już rzeczy. Na pierwszy ogień poszedł wózek 3 w 1 - nie używamy już, więc sprzedaliśmy. Potem mata edukacyjna, o której Miśka zapomniała już dawno, niektóre zabawki i ciuszki. Niezła suma się z tego uzbierała. Niedługo zamierzam sprzedać kolejną partię rzeczy, bo w końcu dzieciak szybko rośnie i jego potrzeby się zmieniają, Jeśli przyjdzie mi mieć jeszcze jedno dziecko, zawsze mogę kupić nowe rzeczy, już z większą rozwagą co do ich przydatności, a przede wszystkim ilości. Na kolejny ogień pójdzie elektronika, której u nas, za sprawą mego męża informatyka, pod dostatkiem.

Zakupy w sklepie są już dołujące. Dla przyjemności nie chodzę, bo to tylko udręka lecieć z listą i trzymać się jej kurczowo. Przy każdej nadprogramowej rzeczy mm wyrzuty sumienia przez tydzień. Bo te pieniądze przecież mogłam wydać na coś innego. Nie oszczędzam tylko na dziecku. Dla niej wszystko to, co potrzebne, kupuję bez zbędnej oszczędności. Jedzenie dla dziecka przede wszystkim musi być dobrej jakości i jeśli ja sama miałabym przez to przymierać głodem, to niech tak będzie, jeśli taka musi być tego cena. Zdania nie zmienię.

Zabawki kupujemy już teraz na jakąś okazję. W większości wypadków staramy się wykorzystywać to, co mamy, ale w nowy sposób. Niektóre zabawki też chowam przed dzieckiem na jakiś czas i potem jak wyciągam. Szał ożywa na nowo. Jeśli zajdzie taka potrzeba, to kupimy i nową rzecz. Nie popadajmy w przesadę, ale aby coś nowego kupić, coś trzeba sprzedać. Nie sądzę, abym nagle wygrała w lotto, bo nawet zbyt często nie gram. A wiadomo - by wygrać trzeba grać.

Do kina, teatru, na koncerty nie chodzimy już od dawna, Więc nie ma o czym pisać. Choć marzy mi się wyjście, muszę czekać na panieński kuzynki. Odbiję sobie wtedy całe 2 lata posuchy ;)

Wbrew pozorom, nie jest u nas tak źle. Jakieś tam oszczędności mamy. Mąż ostatnio podwyżkę dostał, niewielką, ale te 200 zł miesięcznie drogą nie chodzą. Ja mam zasiłek. Niewielki, ale zawsze to coś. Mamy też wsparcie moich rodziców.  To nieoceniona pomoc i nie wiem czy kiedykolwiek im się za to będę w stanie odwdzięczyć. Mogę tylko za nią dziękować. Przeżyjemy na pewno. A oszczędność to zawsze dobra cecha. Szkoda, że dopiero teraz się jej uczę. Gdybym wcześniej potrafiła żyć skromniej, teraz problemu nie miałabym żadnego. I głowa od zmian by nie bolała.

Ciekawa jestem czy są jeszcze jakieś inne metody oszczędzania. Na tym etapie kombinuję jak mogę, ale pomysły mi się już kończą. Ktoś, coś?? :)

2 komentarze:

  1. U nas też nie jest lekko. Niestety nie mamy zasiłku. Ale jakoś od pierwszego do pierwszego dajemy radę :)
    Ważne, że jesteśmy razem!
    A jak znajdziesz jeszcze jakieś pomysły na oszczędzanie to daj znać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie dam znać:) A nawet mi się coś przypomniało, bo mój mąż zakłada 3 -dniowe lokaty z tego co zarobi odjąć drobne sumy na bieżące wydatki. Wyszło, że zarabiamy na tym 60 zł miesięcznie. Polecam, dobre i to :)

      Usuń