wtorek, 5 sierpnia 2014

Zasypianie trudne jest

Pamiętam jak dziś. Miśka miała 3 miesiące i powoli męczyło nas wspólne spanie z dzieckiem. Chciałam, aby córka nauczyła się ładnie zasypiać w swoim łóżeczku. Ba, pragnęłam, aby nie budziła się przy każdym odkładaniu z ramion. Desperacja była tak duża, że sięgnęliśmy po literaturę "fachową".

Od tamtego czasu minął już grubo ponad rok. Tamte czasy wspominam z ulgą, że już tego nie przeżywam. I do dziś niezmiennie twierdzę, że jak się czegoś dziecka nie nauczy od razu, to potem jest kłopot. I nie każdy rodzic ma na tyle samozaparcia i determinacji, by wytrzymać to, co my przeżyliśmy w związku z nauką samodzielnego zasypiania.

Zazdrościłam koleżankom,że ich dzieci pięknie śpią. Nie w nocy, a w dzień. Mogły odpocząć, lub zrobić coś sensownego. Moje dziecko spało mi na ramionach. Są różne przyczyny, począwszy od matczynych hormonów, przez lęk o dziecko, po remont za ścianą, który non-stop dziecko wybudzał. Wolałam, aby spała smacznie i długo na ramionach, niż budziła się co chwilę poza nimi. Jednak zaczęło mi to przeszkadzać - nie mogłam się ruszyć przez dłuższy czas, nie wspominając już nawet o zaspokojeniu fizjologicznych potrzeb. Pragnęłam, aby Miśka ładnie spała w swoim łóżeczku, tym bardziej, że od jego kupna, w ogóle go nie używaliśmy. 

Byłam zielona w temacie tak malutkich dzieci i miałam żal do całego świata, że mnie nikt nie oświecił, jak z noworodkiem postępować, by było nam łatwiej. Poszukałam jednak informacji w sieci (oj ja głupia, że w ciąży tego nie zrobiłam) i znalazłam książkę Tracy Hogg. To ta pani od zaklinania niemowląt i tłumaczenia ich języka. Po lekturze jej książek biłam się w piersi na swoją głupotę i od razu przystąpiłam do działania. Nie będę tłumaczyć jej metody, bo publikacje są ogólnie dostępne, a streszczenia łatwo wyszukać w Internecie. My podeszliśmy do nich z dużą rezerwą, choć na początku rygorystycznie jej przestrzegaliśmy. O ile nocne zasypianie szło nam rewelacyjnie od pierwszej nocy, to z drzemkami dziennymi przeżyliśmy trzymiesięczną gehennę. Podczas gdy Miśka ładnie memu mężowi zasypiała wieczorami i to prawie na całą noc, to w ciągu ja dnia nie dawałam rady. Usypianie jej trwało godzinę, czasem dwie, a spała zaledwie pół godziny. Metoda podnieś-połóż coraz bardziej nadwyrężała mój kręgosłup, a pot lał się ze mnie strumieniami, bo to upalne lato było. Mąż musiał sobie kilka dni wolnego wziąć, aby mi pomóc, bo fizycznie już sobie nie radziłam. Dało to jakiś skutek, ale determinacja spadała, bo ile można wytrzymać cykl co trzy godziny, gdzie właściwie większość czasu zajmuje zasypianie, a na spanie już go brakuje, bo dziecię już głodne? Koszmar.

Pamiętam, że w tamtym okresie dużo płakałam. Potem już dało się przyzwyczaić i z każdym miesiącem było coraz lepiej. Mieliśmy na tyle silną determinację do osiągnięcia celu, że nie robiliśmy wyjątków nawet podczas urlopu czy choroby dziecka. Choć nie przeczę - był moment, gdy chcieliśmy się złamać, jednak nasze dziecko tak przyzwyczaiło się spać samo, że z nami nie chciało, nawet gdy była chora i osłabiona. To ja się wtedy przeprowadziłam do jej pokoju na czas choroby i czuwałam śpiąc tuż przy jej łóżku na podłodze.

Gdy Miśka skończyła pół roku można było zauważyć znaczną poprawę. Zaczynała czasami spać dłużej niż pół godziny. Choć i to już nam nie przeszkadzało, bo i zasypianie trwało dużo krócej. Też trochę z luzem podeszliśmy do tej metody, nie trzymając się jej kurczowo za każdym razem. Dodatkowo jej pory czuwania ciągle się wydłużały i drzemek siłą rzeczy było już mniej. Po raz pierwszy od jej urodzenia poczułam ulgę. Nawet w samochodzie już nie wrzeszczała jak szalona, a nawet potrafiła w nim zasnąć (tu też Miśka nie była "standardowym" dzieckiem, tak samo, jak ze smoczkiem, zasypianiem w wózku, spaniem samodzielnie i darciem się wniebogłosy). Ząbkowanie dało w kość nocą nieprzerwanie przez 2 miesiące, jednak naprawdę dało się to przeżyć, po zahartowaniu się wcześniej.

Obecnie ciągle nadziwić się nie mogę, że mojemu dziecku wystarcza jedna, dwugodzinna drzemka dziennie. Jak jej nie ma i zaśnie wcześniej przy okazji jakiejś naszej krótkiej podróży samochodem, to potem musi spać jeszcze raz, ale niezbyt długo. Przesypia noce, odkąd powoli zaczynałam odstawiać ją od maminego mleka. W samochodzie łatwo zasypia. Podobnie w wózku, bo i z tym były zawsze problemy. Właściwie milion rzeczy zmieniło się na lepsze po ukończeniu roku przez Michalinę. Już wcześniej zaczynałam odczuwać poważne, pozytywne zmiany, ale potem to już poszło lawinowo. 

Nie chcę wywoływać wilka z lasu i od razu mówić "hop", jednak po zakończeniu okresu niemowlęcego, nie ma tak dużo kłopotów z dzieckiem w ogóle, nie wspominając samego zasypiania. Wiem, że czeka mnie jeszcze dużo trudnych chwil, być może i trudniejszych niż dotychczas. Ale nie mogę się oprzeć wypowiedzeniu na głos tego, że teraz to jest dopiero życie "jak w Madrycie".

Kilka fotek na dobranoc:

Spanie na mamie [wiek: 2,5 miesiąca]


Nosidełko zamiast wózka [wiek: 3 miesiące]
Pierwsze samodzielne drzemki [wiek: 3 miesiące]
Wózek jednak fajny jest - Miśka miała tu już pół roku
Maskotki czasami ułatwiają sprawę [Miśka ma tu już prawie 10 miesięcy]


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz