czwartek, 20 lutego 2014

"Czasem słonko czasem deszcz"

Miśka ma takiego dziecięcego pilota. Swego czasu męczyła nas jego dźwiękami non stop. Moi rodzice zrobili nam taki prezent... Oczywiście denerwował nas niemiłosiernie, ale dzieciakowi się bardzo podobał. "Tańczyć" przy nim mogła całe dnie. Jak w każdym takim przypadku piosenki z tej zabawki są nam dobrze znane. Mało tego, dźwięczą często nam w głowach, jak to czasami bywa z piosenką, która wpadnie w ucho. Z tą różnicą, że tym razem człowiek nie chce tego nawet słyszeć, nie wspominając o ciągłym odtwarzaniu tych melodii przez łaskawy mózg. Wyobrazić sobie można jak to licytujemy się z mężem komu "dokucza" bardziej wkurzająca melodia. Mąż jedzie autobusem do pracy, dostaję smsa ni z gruchy ni z pietruchy "Bo dla mnie najfajniejsza rzecz to grać na fortepianie". To coś w stylu tajnego kodu. Ja na to "pilota mam ja, pilota masz ty". Czytam odpowiedź "nie!". No to ja dalej w zaparte "Moooooja owieczka mięęęęką wełnęęęę maaaa, beeee beeee beeeczy pogłaskać sięęęę da". Odpowiedź: "Koniec... Już nie czytam". Przymknęłam się. Potrafimy czasami tak całymi dniami. Nawet przy znajomych, którzy dzieci nie mają. Nie muszę chyba wspominać, że patrzą na nas jak na wariatów? Poczekajcie drodzy znajomi, tylko dzieciak się wam pojawi, też będziecie świrować.

Ale nie o tym chciałam pisać. Ten pilocik ma pewien bardzo mądry tekst. "Czasem słonko, czasem deszcz". Ot jedna z prawd życiowych. Powinna stać się narodowym przysłowiem czy coś w tym stylu. Wczoraj to był raczej "deszczowy dzień". Dzieciak marudził non stop. nie chciał jeść, nie chciał zasnąć na drzemkę, choć ciągle ziewał, a w nocy pobudka za pobudką. Są takie dni, gdzie nic człowiekowi nie wychodzi, jest śpiący i rozdrażniony. Dzieci też mają takie dni. A co się dzieje, gdy i rodzic i dziecko mają taki dzień jednocześnie? Armagedon.

Dziś natomiast jest raczej "słonko", choć nie chcę chwalić dnia przed zachodem słońca. Miśka jest wesoła, potrafi się pobawić sama, da zrobić coś w domu, popracować. Ba! Nawet napisać tego posta. "Zła baletnica" oczywiście i tu znajdzie dziurę w całym. Problem w "słonecznych" dniach jest taki, że wtedy to już nie chce się robić porządków, czy pracować. Wtedy chce się być razem z dzieckiem, bawić się, patrzeć jak się rozwija. Dziś mała ćwiczy na przykład słowo "dzidzia". Jak na dziesięciomiesięczne dziecko ma już dosyć duży zasób słów. Mówi "mama", "tata", nade wszystko "mniam mniam", "nie", ostatnio też "cześć". Dziś na wokandzie jest "dzidzia". Ma taką książeczkę z twarzami dzieci. I próbuje mówić. Jeszcze niezbyt składnie i wyraźnie. Ale mogę się założyć, że to tylko kwestia paru dni i wypowie ładnie "dzidzia". Poza tym zamiast wywalać wszystko z pudełka, dziś wszystko do pudełka wkłada. Nawet jak poprosiłam aby pokrywkę położyła, to zrobiła to. W międzyczasie bawimy się w rzucanie piłeczką. To też stosunkowo nowa umiejętność. Kilka dni temu zaczęła się przytulać słodko do poduszek, pluszaków i do mnie. Aż serce się raduje. Poza tym Miśka się śmieje za każdym razem jak kaszlę. Robię to specjalnie, a ta wybucha śmiechem. Jest zabawa. Jest radość. Sama przyjemność. Pracy już nie ma. Znów zarwę noc, bo kiedyś nadrobić trzeba.

Tak to już jest z tym "rąbkiem u spódnicy" ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz