wtorek, 17 czerwca 2014

świat w rozmiarze xxl

Mam nadprogramowe kilogramy. I co z tego? Nie muszę siedzieć w domu, zamknięta w czterech ścianach. Mogę się pokazać światu od całkiem dobrej strony.

Nie propaguję otyłości jako stylu życia. To by było głupie. Sama przecież walczę z nadwagą. Od zawsze. Raz jestem szczuplejsza, raz grubsza. Z różnych powodów, ale głównie ze słabości do słodyczy. Ale to też nie znaczy, że będę siedzieć z założonymi rękoma aż zdarzy się cud i schudnę. Ćwiczę. Cel: zrzucić nadprogramowy tłuszcz.

Nie będę czekać do osiągnięcia celu z kupnem sobie czegoś ładnego. Wyglądać ładnie trzeba już teraz, aby mieć motywację do dalszej pracy nad sobą. Nie zmotywuje mnie fakt, że mój wygląd nie odbiega od tego, jak w sklepach wyglądają półki z rzeczami XXL, gdzie można znaleźć porozciągane, brzydkie i - uwaga! - pogrubiające rzeczy. Absurd! Jakby tego było mało, że nie wygląda się idealnie, to ciuchy jakie nam proponują bardzo odbiegają od celu choćby optycznego wyszczuplenia sylwetki. Mówią nam - siedź w domu i ciesz się, że w ogóle cokolwiek na siebie znalazłaś.

Nadwaga i otyłość to temat tabu. Oczywiście widać "grubasów" na ulicach. Bo muszą za coś żyć i chodzą do pracy czy szkoły, ale daję sobie głowę uciąć, że jakby mogli, to by ze wstydu zamknęli się w czterech ścianach. I albo biadolili, że chcą schudnąć, albo wzięli się do roboty i próbowali osiągnąć choćby mały spadek wagi i zagrzać się do dalszej walki. Mówi się też o PROBLEMIE otyłości, o zwiększającej się liczbie osób otyłych. Ale wystarczy się przejść na siłownię parę razy, aby zobaczyć ile osób z widoczną nadwagą, w tym z otyłością, regularnie siłownię odwiedza. Można ich policzyć na palcach u jednej ręki. Wiem dlaczego tak jest. Otyli wstydzą się iść na siłownię. JA WSTYDZĘ SIĘ chodzić na siłownię i od 3 miesięcy walczę codziennie ze sobą, aby jednak tam pójść te 3 razy w tygodniu, jak sobie wcześniej założyłam. Na siłowni można spotkać albo same ładne laski, dbające o swoją figurę, albo facetów chcących zbudować "masę". Są też inni, mniej charakterystyczni, ale wszyscy są lepsi od grubaski co wyciska siódme poty. Wszyscy ćwiczący albo ukradkiem [jeśli mają za grosz przyzwoitości], albo bez żenady gapią się na grubasa. Z góry oceniają. Skąd to wiem? Po pierwsze dlatego, że mimo moich kilogramów, sama ukradkiem się gapię. Po drugie, nie raz spotkałam się z otwartą niechęcią i to ze strony nikogo innego jak trenerów zatrudnionych na siłowni. Ot ćwiczę sobie własnym tempem na ulubionym sprzęcie, niecałą godzinę, bo muszę szybko wracać do dziecka. W końcu też dopiero zaczynałam. Ni z tego ni z owego przy wyjściu jeden z trenerów z dzikim uśmieszkiem pyta czy na pewno wszystko udało mi się zrobić. Gdybym to nie była ja, schowałabym się gdzieś w kącie i rozbeczała. Uśmiechnęłam się ładnie i odpowiedziałam "oczywiście", po czym wyszłam. Gdybym z kolei miała naturę mojej koleżanki z podobnymi problemami sprawa zakończyłaby się rozmową z managerem klubu i oficjalną skargą. Być może nawet czymś więcej. Ale ja to ja. Nie zraziłam się, nie pobiegłam na skargę. Zawzięłam się i ćwiczę dalej, regularnie chudnąc. Pytanie tylko ile osób zrobiłoby tak samo? Pewnie niewiele. Reszta by się zniechęciła, rozbeczała lub co gorsza załamała. Takie podejście innych osób nie pomaga.

Czytałam gdzieś niedawno najnowsze badania dotyczące oceny innych osób, w tym tych z nadwagą. Okazało się, że negatywnie oceniają osoby, która same boją się, że mogą być otyłe w przyszłości. To strach powoduje, że tak źle traktujemy innych. Ale czy też dlatego najwięksi producenci odzieży nie produkują ładnych rzeczy w większych rozmiarach, lub produkują je, ale są one tak szkaradne, że żadna szanująca siebie osoba ich nawet nie tknie? Tego nie wiem. Wiem tylko, że gdyby zmienili swoje podejście, zarobili by na tym sporo. Wystarczy znaleźć producenta, który w swojej ofercie ma ładną odzież w rozmiarze XXL i więcej. Kiedy próbuje się kupić coś w większym rozmiarze, często okazuje się, że towar ten został już wykupiony. Aby dostać coś ładnego, do sklepu trzeba się "wybrać" w dniu udostępnienia kolekcji w sprzedaży, albo w bardziej optymistycznej wersji, jeszcze przed wyprzedażą lub tuż po jej uruchomieniu. "Wybrać" w cudzysłowie, bo w znakomitej większości producenci ładnej odzieży XXL sprzedają swoje rzeczy poprzez internet. W sklepach stacjonarnych ani widu ani słychu o tym. Przykład? Marka Violetta by Mango - moje ostatnie odkrycie. Cuda size plus na wieszakach! Szkoda tylko, że w dużej części już wykupione. Oczywiście, od biedy, coś na siebie znalazłam, aby na weselu kuzyna nie wyglądać jak szkarada. Ok - istnieją firmy, które odzież size plus produkują. Moje pytanie brzmi tylko - czemu są to zupełnie inne kolekcje od tych w regularnych rozmiarach? Dodatkowo, czemu produktów w większych rozmiarach nie ma w sprzedaży w większej ilości? A do większości producentów takich ubrań: czemu kolekcje xxl są tak szkaradne? to ma być kara, że jesteśmy więksi? to już nie czujemy się ze sobą wystarczająco źle, że trzeba nas dodatkowo karać?

Walczmy z kilogramami. TO naprawdę POMAGA. Psychicznie. Ruszam się i czuję, że żyję. Nie potrzebne mi są już słodycze do polepszenia humoru. Wystarczy, że regularnie ćwiczę. Dieta -im zdrowsza tym lepsza, im mniej słodyczy i fast foodów, tym mniej cellulitu ;) A negatywne komentarze? Wyrażę się pospolicie: olej to i rób swoje. Na dostępność na rynku większych ubrań nie poradzę zbyt wiele, podobnie jak na dostępność większych miseczek biustonoszy i większych rozmiarów butów. Zakupy są przyjemne. Ale o ile przyjemniejsze się staną, gdy pewnego dnia odkryjesz, że mieścisz się już w standardowej rozmiarówce?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz