poniedziałek, 1 września 2014

Kiedy dziecko kocha nie tylko mamę


Początek świadomego wyrażania uczuć przez dziecko jest niezwykłym momentem jego rozwoju. Tak, jest to kamień milowy, jednak największe emocje wzbudza on w matkach. Serce roście widząc te czułości.

Kiedy przychodzi jednak moment, gdy dziecko wyraźnie pokazuje, że kocha nie tylko mamę, czy tatę, ale też innych członków rodziny, robi się nieco dziwnie. Właściwie człowiek nie wie co myśleć. Zdaję sobie sprawę, że ten moment jest normalnym etapem rozwojowym u dziecka i musiał nastąpić, jednak z drugiej strony mam lekki dysonans. Cieszę się widząc jak Miśka słodkim głosikiem mówi "bapa", z lekkim znakiem zapytania. To znaczy, ze poznaje babcię i tęskni jak długo jej nie widzi. Kocham wtedy to małe cudo jeszcze bardziej. Jest jednak w sercu jakieś ukłucie. To, kiedy człowiek sobie myśli, że musi się podzielić miłością własnego dziecka.

Nie wiem skąd wzięło się u mnie takie uczucie. Tym bardziej, że współwystępuje z radością, iż tak się dzieje. Są to przecież dwie skrajne emocje, z pozoru niewystępujące razem. A jednak.

Przeszukałam więc literaturę "fachową". Okazuje się, że jest to całkiem normalne (!) zjawisko. To obawa przed utratą uczucia kogoś, kogo kochamy najbardziej w świecie. I o ile to normalne zjawisko nie jest nadmiernie potęgowane przez innych członków rodziny, nie należy się nim martwić. Jednak z tym też bywa różnie.

Wszystko pozwalający tata, wynagradzający dziecku swoją nieobecność może zarazem buntować potomka przeciw wymagającej mamie. Babcia "z doskoku" ma tak duże pokłady uczuć, że poświęca dziecku ciągłą uwagę, której zaganianej mamie często brakuje. A dodatkowo wspólnie z dziadkiem malucha rozpieszczają "bo taka jest ich rola". To wszystko sprawia, że półtoraroczne już dziecko jest zainteresowane innymi osobami niż mama, która jest od zawsze. Taki maluch jest już pewniejszy uczuć swojej mamy i tego, że będzie przy nim zawsze, niezależnie od wszystkiego. I to sprawia, że lgnie do osób rzadziej pojawiających się w jego życiu, którzy przez to stają się jeszcze ciekawsi.

Ważne jest, aby nie przesadzać w żadną stronę. Jeśli tata podważa autorytet mamy, należy uświadomić mu, jaką krzywdę robi nie tylko mamie, ale też dziecku, które potrzebuje zasad i ich przestrzegania, aby zdrowo funkcjonować. Jeśli czuje się, że dziadkowie "zabierają" miłość malucha swoim postępowaniem, należy im powiedzieć o swoich uczuciach, bo być może nie zdają sobie z tego sprawy.

Wszystko to prawda. Sprawdziłam na własnej skórze, na szczęście wcześniej niż później. Przebrnęłam przez rozmowy z dziadkami i z mężem. Było ciężko. Męża urabiałam przez pół roku. Pokazywałam mu konkretne przykłady, gdzie jego pozwalanie na wszystko szkodziło córce i do jakich konsekwencji doprowadziło. Chyba poskutkowało, bo robi to dużo rzadziej, choć nadal się zdarza. Jednak konsekwentnie go upominam, aby nauka nie poszła w przysłowiowy las. 

Z moimi rodzicami było gorzej, bo na początku reagowałam bardzo emocjonalnie. Gdy postanowiliśmy wyjechać wspólnie na majówkę przekroczyłam barierę zdenerwowania i wybuchłam. Wykrzyczałam wszystko co miałam do powiedzenia i wyszłam na godzinny spacer tuż przed porą kolacji dziecka. Pomyślałam: "niech sobie radzą". Świetnie idzie im rozpieszczanie i "zabieranie" mi córki, to niech zobaczą jak to jest opiekować się nią i ją wychowywać jednocześnie. Dałam im lekcję życia, bo kompletnie sobie z Miśką nie poradzili. Szczerze porozmawialiśmy dopiero następnego dnia. To było okrutne z mojej strony, bo mogłam od razu zacząć od rozmowy zamiast robienia "scen". Jednak moja natura jest wybuchowa i nie dałam rady się uspokoić. Nadmiar emocji, złość z kilku miesięcy i zbliżający się okres dały o sobie znać. Jedynym plusem jest to, że rodzice zrozumieli o co mi chodzi i przystopowali. Nadal bardzo kochają moją córkę i ją rozpieszczają, ale nie robią niczego, co by mi się nie spodobało. Wiedzą też na ile mogą sobie pozwolić, a co jest zabronione. Takie jasno postawione granice dają dużo dobrego. I wzmacniają relacje nie tylko na linii dziadkowie-wnuczka, ale też na linii dziadkowie-córka.

Przez to, co wydarzyło się pół roku wcześniej, moje dwa wykluczające się uczucia radości i obawy współwystępują. Dzięki umocnionej więzi z rodzicami czy mężem po rozmowie czuję wielką radość z tęsknoty Michaliny za innymi członkami rodziny. Jednocześnie jednak boję się, że ktoś z nich mógłby wyznaczoną granicę przekroczyć. Zaburzyłoby to równowagę jaką zdołałam uzyskać. A za nic w świecie, nie chciałabym powtórki z rozrywki.



* źródło zdjęcia: kobietanowegoczasu.blogspot.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz