czwartek, 31 lipca 2014

o wszechmocny PMSie


Krzywdzącym jest fakt, że takie wewnętrzne katusze przeżywają tylko kobiety. Jeszcze gorszym jest, że faceci tego nie rozumieją. Mowa o PMS. Kobieta wie i zrozumie.

Dyskont spożywczy. Baba czepia się faceta, o byle bzdurę. Jest niemiło. Wszystko słychać, choć głosy nieco ściszone. Mądry ten z waszych partnerów, który nie odpowie nic. Biada temu, który "pyskuje". Kto przeżył taką sytuację choć jeden raz ten wie, co to prawdziwy PMS. To nie chwilowy spadek poczucia humoru, nie jakiś tam stan depresyjny, to jeden wielki nerw na wierzchu w kilka dni przed okresem. Byle bzdura kończy się karczemną awanturą. A wszystko przez hormony. Po co one w ogóle tak szaleją, niech mi ktoś wytłumaczy??

Moje ataki złości są tak uciążliwe, że wszystkim w około jest źle. Mój mąż już nie raz dostał słowną wiązankę z byle powodu, ale nadal nie kuma, aby nie złościć lwa. Moi rodzice podczas wspólnego wyjazdu majówkowego nie mogli się nadziwić, że aż tak silnie przechodzę PMS [tak, wiedzą o jego istnieniu, mój tata to samo swego czasu przechodził z moją mamą i nauczył się z tym żyć, aż pewnego razu mama przestała go tym schorzeniem męczyć i od tej pory nastał pokój i harmonia - mam nadzieję, że mnie to czeka prędzej niż później]. Moje dziecko nieraz było świadkiem słownych utarczek rodziców, czego efektem był po prostu płacz ze stresu, jaki wywołuje u niej taka sytuacja. Chciałabym coś zmienić, coś zrobić, aby nie przeżywać tego tak silnie. Jednak żadne leki uspokajające nigdy na mnie nie działały. Z resztą to jest bezsensowne faszerowanie się i zaleczenie problemu, a nie jego wyleczenie. Poszłam więc do specjalisty. Jestem tuż przed badaniami. Pożyjemy zobaczymy. Oby coś pomogło. Bo jeśli ja sama ze sobą wytrzymać nie mogę, to co czują inni?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz