czwartek, 28 sierpnia 2014

Co było, a nie jest



Wiem, wiem. Co było, już nie wróci. I nawet tego nie chcę. Ale przy okazji szukania zabawnych fotek na wieczór panieński mojej kuzynki, natknęłam się na wiele innych zdjęć z mojej przeszłości. Bywało różnie, raz dobrze, raz źle. Ale pod wieloma względami było wspaniale.

Pamiętam te rozterki, które dziś wydają mi się śmieszne. Miłostki, które w jakiś sposób ukształtowały mnie taką, jaką jestem teraz. Dobrych przyjaciół, z którymi można kraść przysłowiowe konie. Głupie kłótnie, które dziś nie mają żadnego znaczenia, a wtedy były końcem świata. I wiele innych rzeczy, ludzi i przygód jakie przeżyłam i pamiętam do chwili obecnej. Gdyby nie zdjęcia, to bym tego wszystkiego nie pamiętała.

Zawsze uwielbiałam fotografię. Wiele lat temu, szukając jakiegoś zajęcia, aby nie myśleć zbyt wiele o byłej miłości, postanowiłam, że zrobię coś dla siebie. I poszłam na profesjonalny kurs fotografii. Nauczyłam się mnóstwa rzeczy, tylko pieniędzy zawsze brakowało na rozwój zainteresowań. W każdym razie od tamtej pory uświadomiłam sobie, że fotografie zawsze były mi bliskie. Wspomnienia jakie się kryją za tymi obrazami są we mnie wyryte i wystarczy spojrzeć na jedną z nich, a jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przypomnę sobie wszystko co najważniejsze.

Nie bez powodu przecież co jakiś czas oglądam całą stertę zdjęć i plików, po to, aby nie zapomnieć niczego z mojego życia. Odświeżam pamięć i celebruję te chwile. Jednak od urodzenia dziecka, a nawet wcześniej, od kiedy zostałam mężatką, zaprzestałam swojego zwyczaju. Życie codzienne i nowe obowiązki tak mnie pochłonęły, że zwyczajnie nie miałam na to czasu. 

W pośpiechu oglądając niektóre ze zdjęć podjęłam kilka decyzji, z których najważniejsze są trzy. Po pierwsze chciałabym odnowić/odświeżyć wszystkie znajomości, które dla mnie coś znaczą. Ba, myślałam nawet o tym, by spróbować odezwać się do osób, z którymi się pokłóciłam, a zwyczajnie za nimi tęsknię i ciekawa jestem jak im się życie ułożyło. Pewnie mi się to nie uda, ale spróbować warto. Po drugie znaleźć czas na celebrowanie chwil ze zdjęciami i odświeżanie pamięci. Po trzecie spisać gdzieś, na przykład na odwrocie zdjęć, możliwie jak najwięcej z tego, co pamiętam. 

Po tych wszystkich przemyśleniach, zastanawiam się tylko po co to robię? Mam jakąś dziwną potrzebę rozliczania się z przeszłością, a przecież "co było, a nie jest nie liczy się w rejestr", czy jakoś tak to brzmiało. I chyba dzieje się tak dlatego, że aby pójść na przód i nie oglądać się za siebie, trzeba się rozliczyć z tym, co już było i bez żadnych skrupułów ruszyć dalej. Ze spokojem w duszy i porządkiem w głowie. I tego sobie i wam życzę.


*czeluście Internetu jak zwykle niezawodne w poszukiwaniu fotek :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz