poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Do ludzi chcę!

Nieważne czy jesteś na urlopie macierzyńskim kilka miesięcy, rok, czy może dołożysz do tego wychowawczy. Prawda jest taka, że jak już minie najgorszy okres w opiece nad noworodkiem, chcesz już "wyjść do ludzi" ogólnie rzecz ujmując. I nie ważne też kiedy nadejdzie ten piękny czas - po miesiącu, po kilku miesiącach, czy być może po roku. Należy Ci się powrót do świata.

Pamiętam taki moment w moim życiu. Nastąpił właściwie tuż po urodzeniu dziecka. Zawsze byłam wiercipiętą. Trudno było mnie zatrzymać w domu. Wyraźnie więc cierpiałam z powodu "uziemienia". Kochałam tę małą istotkę ponad życie i nie chciałam jej opuszczać choćby na chwilę. A jednocześnie desperacko pragnęłam wyjść z domu. Być może mój przypadek był ciężki, bo same spacery były koszmarem, gdyż Miśka położona w wózku wrzeszczała przeokropnie i każdy spacer kończył się na rękach. Jazda samochodem to był stres, bo ciągły płacz córki wytrącał z równowagi nawet najspokojniejszych ludzi jakich znam. Każde wyjście choćby do sklepu, kończyło się zostawieniem listy zakupów mężowi, bo dziecko ryczało. Znajomi rzadko wpadali, bo większość z nich mieszka w centrum miasta, a my daleko na jego obrzeżach. Jedynym momentem w tygodniu był wyjazd na weekend na wieś do moich rodziców. Taka mini odskocznia, choć sprawy mojego powrotu do żywych nie załatwiała. 

O ja głupia, gdybym na samym początku wiedziała ile jest możliwości dla młodych mam, to by mnie chyba w domu nie było w ogóle. Zacznijmy od ćwiczeń z maluszkiem. Przewspaniała sprawa. Na ćwiczenia można uczęszczać już po 6-12 tygodniach od porodu [w zależności czy rodziło się naturalnie czy przez cc]. Dodatkowym plusem, oprócz powrotu do formy oczywiście, jest ćwiczenie poprzez zabawę z dzieckiem. Taki fun z korzyścią dla dwojga. Można było znaleźć też zajęcia ogólnorozwojowe dla maluszków, czy kursy masażu niemowląt. O kinie dla młodych matek nie wspomnę. No mnóstwo propozycji. Ja niestety przytłoczona codziennymi obowiązkami, jakie godziłam z pracą zawodową [tak, urlopu macierzyńskiego nie dane mi było doświadczyć], nie miałam pojęcia, że coś takiego istnieje. 

Szukać czegokolwiek dla siebie zaczęłam mniej więcej na około 7 miesięcy po urodzeniu dziecka. Celowałam w ćwiczenia. Krucho z pieniędzmi było, więc ten moment odłożyliśmy. Potem był lęk separacyjny - rzecz, o której mogłabym się rozpisywać na kilka stron. I tak jak Miśka miała 11 miesięcy nie wytrzymałam i w końcu powiedziałam basta. Szukałam zajęć z ćwiczeniami z dzieckiem w grupie z innymi młodymi mamami w okolicy. Takowe w mojej okolicy albo nie ruszyły z powodu braku zainteresowania, albo mówiono mi, że mam za duże i przez to zbyt ruchliwe dziecko do takich zajęć. Na szczęście wpadłam na inny pomysł. Znalazłam małą firmę zajmującą się zajęciami dla najmłodszych. Jakie zdziwienie miałam, że coś takiego w ogóle istnieje. Nie wspominając już o tym, że jest całkiem prężnie prowadzone i ma tak duże zainteresowanie.

Szybko zadzwoniłam do koleżanki mającej córkę młodszą od mojej o 2 miesiące i opowiedziałam jej o moim odkryciu. Aby było nam raźniej poszłyśmy we czwórkę - ona, ja i nasze córki. Miałyśmy mieszane uczucia co do tego, czy takie zajęcia nauczą czegokolwiek nasze dzieci, ale miały z pewnością kilka plusów. Po pierwsze "wyszłyśmy do ludzi". Samo w sobie miało to wielkie znaczenie. Do tego nasze dzieci nigdy wcześniej za bardzo z innymi dziećmi się nie bawiły. Już na próbnych zajęciach było widać gołym okiem, że te dwie małe istoty były mocno wycofane w porównaniu do ich rówieśników. Trafiłyśmy w dziesiątkę. Nie minęło kilka zajęć, a nasze dzieci się rozkręciły. Nie do poznania były ich interakcje z innymi uczestnikami zajęć. A to ile się nauczyły w tak krótkim czasie przekroczyło moje oczekiwania, i to znacznie. Jeśli nie byłyśmy zmuszone, nie opuszczałyśmy właściwie żadnych zajęć. Szkoda tylko, że właścicielka firmy przeprowadziła się i zajęcia się skończyły. 

Postanowiłyśmy z kilkoma mamami, by kontynuować spotkania u jednej z nich w domu. Wiele z nas się wykruszyło, ale z kilkoma mamami utrzymujemy kontakt i regularnie się widujemy. Już nie na zorganizowane zajęcia, bo to bez Pani prowadzącej nam się średnio udaje, ale dla samego towarzystwa. Jesteśmy z kilku różnych światów, ale rozumiemy się świetnie. To niezwykłe, jak mogą połączyć ludzi ich dzieci. Przygoda to była wspaniała i mam nadzieję będzie trwać. 

Ciągle mam jeszcze w głowie siebie sprzed kilku miesięcy, gdy jeszcze o takich zajęciach nie wiedziałam. I na wspomnienie tego faktu, aż ciarki mnie przechodzą, że nie pomyślałam o takiej opcji wcześniej. Mogłam o tym wiedzieć, ze względu na wykształcenie, ale amnezja poporodowa zrobiła swoje. I pomyśleć, że przez tak długi czas pozostawałam kimś innym, niż jestem, że mogłam połączyć chęć powrotu do życia z chęcią ciągłego pozostawania przy dziecku. Głupia ja.

Puszczanie baniek na dzień dziecka - fot. rozmyta z szacunku dla prywatności innych mam i ich dzieci

Zabawa w pociąg - fot. rozmyta z szacunku dla prywatności innych mam i ich dzieci

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz